Obecnie jestem w Mbarara. Jest to pierwszy przystanek w drodze do Murchinson Falls. Jutro, kolejny raz Kampala, potem juz park na 2 dni.
Kilka dni temu jak wracalem z Kampali do Rushooki wsiadlem do autobusu jakos przed 13. No i znowu sie zaczelo. Czekalismy na zebranie sie wszystkich pasazerow i zeszlo do 17. A tu prawie 500km drogi. Stresa mialem bo wszystko wskazywalo na to ze znowu wyladuje na noc w obcym miescie. A w sumie nie miescie tylko wiosce - Rwahi. Kilku miejscowych ostrzegalo mnie przed ta wioska, ze mozna dostac po glowie po zmroku. Okazuje sie ze takie Rwahi czy Rushooka jest bardziej niebezpieczna dla bialego niz np. Kampala.
Jak juz dojezdzalem na miejsce, jeden z pasazerow zapytal mnie gdzie jade. Jak uslyszal ze Rwahi a potem dalej do Rushooki (byla godzina 22) dal mi swoj numer telefonu i powiedzial ze jak juz dotre na miejsce zebym wyslal mu smsa ze wszystko jest ok. Po 22 wyskoczylem z autobusu i znalazlem sie z totalnie pustym miejscu, ciemno jak diabli, jakis pijany koles cos tam do mnie zagadywal w miejscowym narzeczu. I co gorsza - zero transportu do Rushooki.
W pewnym momencie zauwazylem goscia z kalachem, wiec podszedlem do niego i zapytalem o transport. Zadzwonil do swojego kolegi i po 10 minutach zostalem odwieziony w eskorcie "wojska" do Rushooki. Bylo ciekawie......
piątek, 25 września 2009
niedziela, 20 września 2009
Znowu Kampala
Przybylem wczoraj znowu do Kampali. Tytulem wstepu chcialbym jeszcze rzec slow kilka o moim hardcorowym hotelu. Po powrocie do tego hoteliku z kafejki internetowej, zauwazylem ze cos biega po moim lozku. Przerazilem sie nie na zarty i az na glos powiedzialem: - nie mozliwe ze tutaj sa takie duze pchly. Ale przyjzalem sie blizej i okazalo sie ze to nie byla taka duza pchla, tylko taki maly karaluch. Wiec w spokoju moglem udac sie na spoczynek. Kolo 4 rano jakas sekta za sciana, bo nei wierze ze to katolicy byli zaczeli spiewac jakies psychodeliczne piesni, wrecz w jakis trans mozna bylo wpasc sluchajac tego. Od razu skojarzylo mi sie z filmem Indiana Jones jak lazil po tych buddyjskich lochach w poszukiwaniu bogini Siwy. Po 5 sekta ucichla, to swoje wywody zaczal muezin z pobliskiego meczetu. Fajnie bylo.
A dzisiejsza noc spedzilem w akademiku na najwiekszym uniwersytecie w Kampali, jak nie w Ugandzie. Bardzo fajni ludzie z Bobbim na czele.
W przyszlym tygodniu, z racji ze studiuje turystyke i rekreacje, w planach jest zwiedzanie i rekreowanie sie w Parku Narodowym Murchinson Falls. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
A dzisiejsza noc spedzilem w akademiku na najwiekszym uniwersytecie w Kampali, jak nie w Ugandzie. Bardzo fajni ludzie z Bobbim na czele.
W przyszlym tygodniu, z racji ze studiuje turystyke i rekreacje, w planach jest zwiedzanie i rekreowanie sie w Parku Narodowym Murchinson Falls. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
piątek, 18 września 2009
Chcialem hardcore to mam!!!!
Musze to jeszcze dzisiaj napisac. Soroti, jak przyjechalem wydawalo mi sie masteczkiem czystszym niz te do ktorych do tej pory zagladelem. Bylem naprawde pozytywnie zaskoczony. BYLEM.... Znalazlem hotel. Zasada jest prosta - jak juz wejde to juz tam zostaje, chyba ze cena bedzie zaporowa. No i wszedlem. Dasc ladnie wyglada z zewnatrz. Pytam pania o pokoj dla jednej osoby. Wziela klucze no i poszlismy ogladac. W miedzy czasie powiedziala mi ze 8000 za noc (1euro = 2800, do tej pory placilem za hotele 35000-40000). Wiec roznica spora. Ucieszylem sie ze zaoszczedze. No i wszedlem do pokoju...... HADRCORE. Drzwi na skobel i klodke, lozko, krzeslo w dziura w siedzeniu, pstryczek swiatla wystaje na jakies 30 cm od sciany. Wazne ze moskitiera jest. Wziolem reczniczek i mydelko coby sie oplukac. Wszedlem do lazienki i se pomyslalem - jeden dzien bez prysznica wytrzymam. Grzyb na scianie, wali jak cholera. Ale wysikac to sie juz musialem. I dziekuje opatrznosci ze nie ma swiatla w tej ubikacji. Standardowo dziura w ziemi a do splukiwania taki srebrny, metalowy dzbanek - ladny taki nawet. Ale co na scianach bylo to wole w sumie nie wiedziec.
Wyszedlem z hotelu i se mysle - zaoszczedzilem to przynajmniej zjem jak krol. Widze piekny, rozowy budynek, napis restaurant. Wchodze... Hmm.... Kupilem sobie fante, kapslowana. To byla taka domowa restauracja, z domowym jedzeniem. Tylko wg standartow afykanskich. Dzisiaj bedzie bez prysznica i bez obiadu. Nie moge sie doczekac rana. Wstane z brzaskiem...
A tak zeby sobie juz dobic ten gwozdek do mojej malej trumienki. To ten hotel miesci sie kolo meczetu - muezin drze sie jak nienormalny. Jestem HARDCOREM :D
Mam nadzieje ze moj plecak jeszcze jest w tym pokoju...
A w ogole to idzie burza....
Wyszedlem z hotelu i se mysle - zaoszczedzilem to przynajmniej zjem jak krol. Widze piekny, rozowy budynek, napis restaurant. Wchodze... Hmm.... Kupilem sobie fante, kapslowana. To byla taka domowa restauracja, z domowym jedzeniem. Tylko wg standartow afykanskich. Dzisiaj bedzie bez prysznica i bez obiadu. Nie moge sie doczekac rana. Wstane z brzaskiem...
A tak zeby sobie juz dobic ten gwozdek do mojej malej trumienki. To ten hotel miesci sie kolo meczetu - muezin drze sie jak nienormalny. Jestem HARDCOREM :D
Mam nadzieje ze moj plecak jeszcze jest w tym pokoju...
A w ogole to idzie burza....
Soroti
No i jestem w Soroti. Bardzo przyjemne miasteczko. Wlasnie jakie wystepy sa - spiewy, gospel, jakis pan glosno krzyczy Jesus loves you, bless you, loooooooooooooooo, allelujah :D CZAD.
Cos ostatnio zatrzesienie kafejek wiec korzystam ile moge, bo wzglednie tanie sa (ok. pol euraka).
A dzisiaj komunikacja wygladala tak: z Gulu wzialem takiego malego busika (nie jestem pewien ale chyba nazywaja je matatu) do Liry. No i jechalo sie ok. Z Liry do Soroti juz tak sielankowo nie bylo. Pod siedzeniem mialem chyba ze 4 koguty, ktore po pol godzinie jazdy sie bezczelnie zesra.... i darly sie jak nienormalnie. Do tego akurat na tylnym siedzeniu usiadl gosc - okazal sie byc zolnierzem, ktory wozil dvd i telewizor dla braci. Za chiny nie chcial tych rzeczy dac do bagaznika (nie dziwie mu sie) no i przez 1,5h gnietlismy sie z 3-ke z moim plecakiem i jego telewizorem (i bynajmniej nie byla to plazma).
Kapitalny wynalazek maja tutaj - w trakcie jazdy kierowca robi nazywijmy to overstopy. Porownujac - wsiadam sobie w busika u mnie na osiedlu no i pomykam do Krakowa. W Glogoczowie kierowca zatrzymuje sie na srodku zakopianki i w momencie podlatuja ludzie z szaszlykami, kolbai kukurydzy, jakimis owocami, woda, cola i sprzedaja swoje dobra pasazera przez okna busa. Idealna opcja. A teraz minus tego - resztki jedzenia, puste butelki, papierki i inne odpadki organiczne i nieorganiczne w najlepszym wypadku laduja za oknem. W najgorszym pod siedzeniem.
Ide szukac hotelu....
Cos ostatnio zatrzesienie kafejek wiec korzystam ile moge, bo wzglednie tanie sa (ok. pol euraka).
A dzisiaj komunikacja wygladala tak: z Gulu wzialem takiego malego busika (nie jestem pewien ale chyba nazywaja je matatu) do Liry. No i jechalo sie ok. Z Liry do Soroti juz tak sielankowo nie bylo. Pod siedzeniem mialem chyba ze 4 koguty, ktore po pol godzinie jazdy sie bezczelnie zesra.... i darly sie jak nienormalnie. Do tego akurat na tylnym siedzeniu usiadl gosc - okazal sie byc zolnierzem, ktory wozil dvd i telewizor dla braci. Za chiny nie chcial tych rzeczy dac do bagaznika (nie dziwie mu sie) no i przez 1,5h gnietlismy sie z 3-ke z moim plecakiem i jego telewizorem (i bynajmniej nie byla to plazma).
Kapitalny wynalazek maja tutaj - w trakcie jazdy kierowca robi nazywijmy to overstopy. Porownujac - wsiadam sobie w busika u mnie na osiedlu no i pomykam do Krakowa. W Glogoczowie kierowca zatrzymuje sie na srodku zakopianki i w momencie podlatuja ludzie z szaszlykami, kolbai kukurydzy, jakimis owocami, woda, cola i sprzedaja swoje dobra pasazera przez okna busa. Idealna opcja. A teraz minus tego - resztki jedzenia, puste butelki, papierki i inne odpadki organiczne i nieorganiczne w najlepszym wypadku laduja za oknem. W najgorszym pod siedzeniem.
Ide szukac hotelu....
czwartek, 17 września 2009
Gulu
Dotarlem wlasnie do Gulu. O tym miasteczku mozna sobie cos wiecej poczytac w nowej ksiazce Jagielskiego "Nocni Wedrowcy".
Gulu jest juz, patrzac na mape, powyzej Nilu. Jadac autobusem, widac bylo roznice pomiedzy poludniem, ktore jest chyba nieco lepiej rozwiniete, a polnoca. Polnoc to przedewszystkim rowniny, porosniete buszem i nadajacymi kolorytu okraglymi chatkami z trzcinowa strzecha. Takie typowo afrykanskie. Krajobrazy naprawde ladne, ale niestety chatki te swiadcza o sporej biedzie. Czesto w takim jednym domu spi kilka(nascie) osob, na ziemi, co bogatsi na matach, z robactwem etc.
Ks. Krzysztof z Rwandy opowiadal, ze nieraz po wizytach wlasnie w takich domostwach musial od razu leciec pod prysznic, a ubrania prac bo lazily po nim m.in. pchly. Dosc ciezko sie zyje tym ludziom tutaj.
Przekraczajac Nil, kapitalnie bylo widac wodospady Karuma. Nawet na miejscowych robily wrazenie. Po drodze jeszcze jakies pawiany sie napatoczyly. Prawdziwe afrykanskie klimaty.
Gulu jest juz, patrzac na mape, powyzej Nilu. Jadac autobusem, widac bylo roznice pomiedzy poludniem, ktore jest chyba nieco lepiej rozwiniete, a polnoca. Polnoc to przedewszystkim rowniny, porosniete buszem i nadajacymi kolorytu okraglymi chatkami z trzcinowa strzecha. Takie typowo afrykanskie. Krajobrazy naprawde ladne, ale niestety chatki te swiadcza o sporej biedzie. Czesto w takim jednym domu spi kilka(nascie) osob, na ziemi, co bogatsi na matach, z robactwem etc.
Ks. Krzysztof z Rwandy opowiadal, ze nieraz po wizytach wlasnie w takich domostwach musial od razu leciec pod prysznic, a ubrania prac bo lazily po nim m.in. pchly. Dosc ciezko sie zyje tym ludziom tutaj.
Przekraczajac Nil, kapitalnie bylo widac wodospady Karuma. Nawet na miejscowych robily wrazenie. Po drodze jeszcze jakies pawiany sie napatoczyly. Prawdziwe afrykanskie klimaty.
środa, 16 września 2009
Propaganda
Jeszcze dwa zdjecia z Rwandy
Kampala
AFRYKA.... Postanowilem wpasc na chwile do stolicy Ugandy. Zaplanowalem sobie podroz tak zeby na noc przypadkiem nie wyladowac w Kampali. Wyjechalem kolo 11. Zamiast duzym autobusem udalo mi sie zabrac z pewnym gosciem. Mowil ze jedzie do Kampali i za 20 000 moze mnie wziasc. No i od razu zapalila mi sie lampka. 20 000 to normalna cena dla miejscowych. Nie chcial mnie oszukac wiec cos mi tu nie gralo. I dobrze przypuszczalem. Dojechalismy do Mbarary (stad jeszcze 300km do Kamapli jest). Gosc podwiozl mnie na dworzec autobusowy i oswiadczyl ze dalej nie jedzie bo mu sie silnik zepsul :)
Zaraz jednak znaleziono dla mnie miejsce w autobusie. I dzialo sie to w dosc sporym pospiechu, wiec sadzilem ze zaraz odjezdzamy. No i kolejna lekcja Afryki... Do autobusu wsiadlem kolo 13. Minela pierwsza godzina, kolejne pol i ludzie zaczeli sie mocno wkurzac. Zrobila sie afera, maly kociolek. Ponoc wszyscy juz czekali w tym autoubusie od 11. A poszlo o to, ze wlasciciele nie mogli skompletowac wszystkich miejsc i tlumaczyli sie kolejnymi zamieszkami w Kampali. Co oczywiscie bylo kompletna bzdura. W koncu wyjechalismy nieco przed 15.
No i z planow bycia przed zmrokiem w Kampali nici wyszly. Nie bardzo wiedzialem gdzie wysiasc, gdzie jest jakis hotel, nie mialem za wiele miejscowej waluty. No i dosc niepewnie sie poczulem. Ale stolica to nie prowincja - kompletnie nie zwracano uwagi na bialego. I udal sie wymienic kase i hotel znalezc. Ale Kampala to straszny kosciol...
Zaraz jednak znaleziono dla mnie miejsce w autobusie. I dzialo sie to w dosc sporym pospiechu, wiec sadzilem ze zaraz odjezdzamy. No i kolejna lekcja Afryki... Do autobusu wsiadlem kolo 13. Minela pierwsza godzina, kolejne pol i ludzie zaczeli sie mocno wkurzac. Zrobila sie afera, maly kociolek. Ponoc wszyscy juz czekali w tym autoubusie od 11. A poszlo o to, ze wlasciciele nie mogli skompletowac wszystkich miejsc i tlumaczyli sie kolejnymi zamieszkami w Kampali. Co oczywiscie bylo kompletna bzdura. W koncu wyjechalismy nieco przed 15.
No i z planow bycia przed zmrokiem w Kampali nici wyszly. Nie bardzo wiedzialem gdzie wysiasc, gdzie jest jakis hotel, nie mialem za wiele miejscowej waluty. No i dosc niepewnie sie poczulem. Ale stolica to nie prowincja - kompletnie nie zwracano uwagi na bialego. I udal sie wymienic kase i hotel znalezc. Ale Kampala to straszny kosciol...
sobota, 12 września 2009
poniedziałek, 7 września 2009
Jeszcze...
Poznalem w Rwandzie kongijczyka - mial ksywe Wacek. Kongijczycy slyna w regionie z tego ze sa wszystkozerni. Jedza absolutnie wszystko. No i Wacek raz opowiedzial jak to chcial zjesc nietoperza bo przyuwazyl takiego duzego. Niestety nie dostal od kucharza garnka.
Wacek zapytal jakie my w polsce mamy zwierzeta. Stanelo na tym ze troche ptakow u nas lata. A ten sie pyta - a to ludzie pewnie poluja sobie na te ptaki? Jak sie dowiedzial, ze wolimy jednak isc do sklepu to taki zasmucony - tyle jedzenia sie u was marnuje.
Do nastepnego..... rispect
Wacek zapytal jakie my w polsce mamy zwierzeta. Stanelo na tym ze troche ptakow u nas lata. A ten sie pyta - a to ludzie pewnie poluja sobie na te ptaki? Jak sie dowiedzial, ze wolimy jednak isc do sklepu to taki zasmucony - tyle jedzenia sie u was marnuje.
Do nastepnego..... rispect
Amafaranga
Zapewne bylo tak - turysci z Europy zaczeli jezdzic do Afryki. No i raz czy drugi spotkali zasmarkanego, przebrudnego dzieciaka. Pomysleli - o jakie biedne dziecko! Dam mu 5 dolcow!
Jak pomysleli tak zrobili. Po jakims czasie, turysci z Europy nie mogli juz wytrzymac ze kazde napotkane dziecko wystawia raczki po kase. Wiec uzgodnili wspolnie ze beda dawac dlugopisy, coby dzieciaki mialy czym pisac. I tak tez sie stalo, zamiast dolcow brali dlugopisy i rozdawali.
A dzisiaj dzieciaki ledwie zaczynaja mowic ale zwroty GIVE ME MY MONEY, MUZUNGU AMAFARANGA, czy tez GIVE ME MY PEN maja wyuczone na blache. Na poczatku bylo to dosc zabawne. Przeszedlem dzisiaj jakies 15 km z Rwandy do Ugandy. Spotkalem mnostow dzieciakow po drodze i wszystkie swietnie poslugiwaly sie tymi zwrotami. Nauczylismy mieszkancow Afryki ze bialy zawsze da.
We srode bylem na wiejskim pogrzebie w takie malej Rwandyjskiej miejscowosci Janja. Pogrzeb trwal chyba ze 3h i tak srednio ze 2,5h nie moglem sie powstrzymac od smiechu. Najpierw usiadlem w kosciele, z przodu zaraz kolo dzieciakow. No i furora - bialy przyszedl i dzieciakom kopara opadla (nie przesadzam). Ale jazda sie zaczela jak z kosciola orszak wyszedl na cmentarz. Trzymalem sie z tylu zeby nie rzucac sie w oczy. Ale wianuszek dzieci mialem kolo siebie non stop. Kazdy chcial mnie dotknac, pozdrowic etc. Jak juz nic nie chcieli to tylko stali w taki polkolu, ja oczywisice w srodku no i sie gapily.
Z przemyslen... Wydawalo mi sie ze co nieco o Afryce juz wiem. Sporo ksiazek przeczytalem wiec jakas tam wiedza moglem sie pochwalic. Tydzien w Rwandzie wystarczyl zeby sie przekonac ze nic jednak nie wiem. To strasznie trudny kontynent. I niestety ciezko dopatrywac sie jakiegos optymistycznego scenariusza dla Afrykanow. Co do Rwandy - to byl pierwszy kraj ktory odwiedzilem i ktory okazal sie krajem niemal totalitarnym. Wladza dla samej wladzy, absurdalne prawa, rwandyjczyka zyje sie nienajlepiej. No i policja, wojsko, biezpieka. Dluuugo by niestety pisac.....
Jak pomysleli tak zrobili. Po jakims czasie, turysci z Europy nie mogli juz wytrzymac ze kazde napotkane dziecko wystawia raczki po kase. Wiec uzgodnili wspolnie ze beda dawac dlugopisy, coby dzieciaki mialy czym pisac. I tak tez sie stalo, zamiast dolcow brali dlugopisy i rozdawali.
A dzisiaj dzieciaki ledwie zaczynaja mowic ale zwroty GIVE ME MY MONEY, MUZUNGU AMAFARANGA, czy tez GIVE ME MY PEN maja wyuczone na blache. Na poczatku bylo to dosc zabawne. Przeszedlem dzisiaj jakies 15 km z Rwandy do Ugandy. Spotkalem mnostow dzieciakow po drodze i wszystkie swietnie poslugiwaly sie tymi zwrotami. Nauczylismy mieszkancow Afryki ze bialy zawsze da.
We srode bylem na wiejskim pogrzebie w takie malej Rwandyjskiej miejscowosci Janja. Pogrzeb trwal chyba ze 3h i tak srednio ze 2,5h nie moglem sie powstrzymac od smiechu. Najpierw usiadlem w kosciele, z przodu zaraz kolo dzieciakow. No i furora - bialy przyszedl i dzieciakom kopara opadla (nie przesadzam). Ale jazda sie zaczela jak z kosciola orszak wyszedl na cmentarz. Trzymalem sie z tylu zeby nie rzucac sie w oczy. Ale wianuszek dzieci mialem kolo siebie non stop. Kazdy chcial mnie dotknac, pozdrowic etc. Jak juz nic nie chcieli to tylko stali w taki polkolu, ja oczywisice w srodku no i sie gapily.
Z przemyslen... Wydawalo mi sie ze co nieco o Afryce juz wiem. Sporo ksiazek przeczytalem wiec jakas tam wiedza moglem sie pochwalic. Tydzien w Rwandzie wystarczyl zeby sie przekonac ze nic jednak nie wiem. To strasznie trudny kontynent. I niestety ciezko dopatrywac sie jakiegos optymistycznego scenariusza dla Afrykanow. Co do Rwandy - to byl pierwszy kraj ktory odwiedzilem i ktory okazal sie krajem niemal totalitarnym. Wladza dla samej wladzy, absurdalne prawa, rwandyjczyka zyje sie nienajlepiej. No i policja, wojsko, biezpieka. Dluuugo by niestety pisac.....
środa, 2 września 2009
Rwanda
Wczoraj dotarlem do Kigali, tym razem juz sam. W busiku do Nyamaty poznalem fajnego goscia - Izaac. Troche poopowiadal o Rwandzie.
W Nyamacie jest Centrum Pamieci Ludobojstwa - w kosciele w 92 i 94 roku wymrdwali tam niemal 10 000 osob. Od 15 lat w kosciele nic nie uprzatneli, nic nie remontowali. Wszystko wyglada tak jak zaraz po rzezi. Stalowa brama wejsciowa zostala wysadzona granatami, zamki przesstrzelone, na lawkach i na ziemi ulozone sa pociete ubrania, na scianach i suficie widac slady po kulach i odlamkach. Bedac szczerym - nogi sie pode mna ugiely.
Jedak na pierwsze wrazenie Rwanda jakby otrzasnela sie z wydarzen z 94 roku. Ale z tego co opowiadali na misji, to tylko taka otoczka. Rzeczywistosc jest nieco bardziej skomplikowana. Zaraz jade do Ruhengeri. Jest tam polski ksiadz Krzysztof ktory od 96 roku siedzi nieprzerwanie w Rwandzie. Moze cos wiecej poopowiada.
Kilka dnie temu bylem jeszcze w Kisoro - w zasadzie jest to przejscie graniczne z Rwanda. Ale droga do tj miejscowosci robi solidne wrazenie. Pewnym momencie wjezdza sie w las, taki prawdziwy afrykanski, gdzie korony drzew zamykaja sie nad droga. Po bokach sciana z roslin. Nie chcialbym sie tam zgubic.
I teraz rewelacja - byc moze z bratem Carmelo pojedziemy na polnoc Ugandy. Carmelo ma ponoc znajomych z plemienia Karamoja i moze uda sie zobaczyc niemal nieruszone reka cywilizacji plemiona. Karamoja to lud ktory do niedawna uwarzal ze noszenie ubran przyosi choroby i jeszcze do dzisiaj chodza nago. Inna ciekawostka jest fakt, ze uwarzaja rowniez ze kazda krowa na swiecie nalezy do nich. Napadali inne plemiona z polnocnej czesci Ugandy i Poludniowego Sudanu i zabierali im krowy. Dopoki uzywali wloczni etc nie bylo problemu. Ale od czasow Kalasznikowa kazdy taki wypad po krowy konczyl sie rzeziami. Info dla mamy - teraz jest tam bezpiecznie.
W Nyamacie jest Centrum Pamieci Ludobojstwa - w kosciele w 92 i 94 roku wymrdwali tam niemal 10 000 osob. Od 15 lat w kosciele nic nie uprzatneli, nic nie remontowali. Wszystko wyglada tak jak zaraz po rzezi. Stalowa brama wejsciowa zostala wysadzona granatami, zamki przesstrzelone, na lawkach i na ziemi ulozone sa pociete ubrania, na scianach i suficie widac slady po kulach i odlamkach. Bedac szczerym - nogi sie pode mna ugiely.
Jedak na pierwsze wrazenie Rwanda jakby otrzasnela sie z wydarzen z 94 roku. Ale z tego co opowiadali na misji, to tylko taka otoczka. Rzeczywistosc jest nieco bardziej skomplikowana. Zaraz jade do Ruhengeri. Jest tam polski ksiadz Krzysztof ktory od 96 roku siedzi nieprzerwanie w Rwandzie. Moze cos wiecej poopowiada.
Kilka dnie temu bylem jeszcze w Kisoro - w zasadzie jest to przejscie graniczne z Rwanda. Ale droga do tj miejscowosci robi solidne wrazenie. Pewnym momencie wjezdza sie w las, taki prawdziwy afrykanski, gdzie korony drzew zamykaja sie nad droga. Po bokach sciana z roslin. Nie chcialbym sie tam zgubic.
I teraz rewelacja - byc moze z bratem Carmelo pojedziemy na polnoc Ugandy. Carmelo ma ponoc znajomych z plemienia Karamoja i moze uda sie zobaczyc niemal nieruszone reka cywilizacji plemiona. Karamoja to lud ktory do niedawna uwarzal ze noszenie ubran przyosi choroby i jeszcze do dzisiaj chodza nago. Inna ciekawostka jest fakt, ze uwarzaja rowniez ze kazda krowa na swiecie nalezy do nich. Napadali inne plemiona z polnocnej czesci Ugandy i Poludniowego Sudanu i zabierali im krowy. Dopoki uzywali wloczni etc nie bylo problemu. Ale od czasow Kalasznikowa kazdy taki wypad po krowy konczyl sie rzeziami. Info dla mamy - teraz jest tam bezpiecznie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)