sobota, 24 października 2009

THE END

Koniec część 1 - Odyseji Afrykańskiej
CDN...

wtorek, 20 października 2009

Motor

Z motoryzacja raczej bylem na bakier. Jazda samochodem nie specjalnie mnie bawi, a juz w zyciu bym nie pomyslal ze kiedys na motor wsiade - jako kierowca. Nigdy nie mow nigdy. Ciezko mowic o nauczeniu sie jezdzic ale kilka kolek w Rushooce na motorze juz zrobilem. Pedzilem ze 20 km/h, poczulem ten wiatr we wlosach no i lekkiego bakcyla zlapalem.

Wiezienie

W zeszly czwartek bylem w 2 wiezieniach w Mbarara. Zeby tam wejsc troszke trzeba bylo pooszukiwac naczelnika. Nie bylo to takie klasyczne wiezienie jak u nas na montelupich, wiez nie bylo, wysokich murow etc. Plac z barakami otoczony zwykla siatka. W tych kilku barakach stloczonych jest przeszlo 800 wiezniow.
Po drugiej stronie drogi bylo drugie wiezienie - kobiece. I tam przezylem lekki szok. Jest tam 65 wiezniarek, 11 niemowlakow. 5 z tych 65 kobiet jest w ciazy. Robi to wrazenie jak sie widzi takie male dzieciaki za kratami. 70% kobiet jest nosicielkami HIV.

wtorek, 13 października 2009

ciekawe doswiadczenie

W niedziele z jednym z misjonarzy - o. Marianem rozmawialem na temat czarow, egzorcyzmow etc. Kupil sobie kongijskie figurki i sie nad nimi pomodlil i tak jakos nas wzielo na pogawedke.
W nocy, obudzilem sie kolo 4 rano i patrze a mi sie caly pokoj rusza. Telefon na stoliku kolo lozka mi podskakuje, sciany sie kolysza, lozka sie chybota. Se mysle - ki diabli i poszlem spac dalej. Rano elegancko wstalem ide do o. Mariana i mowie mu ze mi sie caly pokoj w nocy ruszal, czy moze cos poczul. Zaczal sie smiac, ze figurki to w jego pokoju byly a nie moim.
Ale co sie okazalo - w Rushooce bylo male trzesienie ziemi. Niektorzy tez je poczuli. Fajne przezycie.

czwartek, 1 października 2009

Jeszcze o magii

Jaki klimat! Znalazlem dzisiaj taka rzecz na targu staroci ze az mnie ciary przeszly. W Kongo magowie parajacy sie czarna magia maja figurke (fetysz) do ktorej przybijaja gwozdzia za kazda zabita osobe. No i wlasnie taka figurke znalazlem z kilkudziesiecioma gwozdziami. Dosc upiornie wygladala. Rozmawialem z kilkoma osobami (ksiezmi) i przestrzegali przed tego typu rzeczami. Zaraz po kupieniu trzeba odprawic egzorcyzm nad taka figurka. Moze miec w sobie zle moce - to sa slowa bialych ksiezy!!!!! Szok!!! Za figurke gosc chce 250 euro.
W Ugandzie na podobnym targu staroci jedna kobieta sprzedawala kongijskie maski. Pokazala mi wlasnie taka figurke z gwozdziami w albumie i powiedziala ze takich rzeczy woli nie sprzedawac.
http://www.usakowska-wolff.com/Images/nagel.jpg figurka wyglada mniej wiecej tak. Ta ktora znalazlem byla nieco bardziej upiorna.

Czary

W Kabale - 40km na poludnie od Rushooki, jakis gosc porwal malego dzieciaka. Znaleziono pozniej martwe dziecko. Kilka dni pozniej jakis koles probowal porwac kolejne dziecko, ale tym razem zlapali go. Dziecko jeszcze zylo. I co sie okazuje. Przy budowie jakiegos sporego budynku np. centrum handlowe, jakis hotel etc, miejscowi wierza, ze jak zlozy sie dziecko w ofierze to wszystko pojdzie zgodnie z planem. I najgorsze jest to ze w zaden sposob nie da sie tego wykorzenic z ich mentalnosci i wierzen.
Kilka tygodni temu do osrodka zdrowia w Rushooce przyszedl gosc, a raczej przyniesli go z ogromna dziura w szyji. Ponoc bylo widac tetnice, zyly. Zaczelo sie od tego ze wdalo mu sie zakarzenie. Przepisali mu jakies leki. Ale gosc wolal isc do miejscowego szamana. Ten rozrzazonym nozem naciol mu skure powyzej rany. I skonczylo sie tak ze ledwo go odratowali a z malej ranki zrobila mu sie dziura wielkosci piesci.
I najlepsze: w to juz ciezko mi wierzyc, ale miejscowi opowiadali, ze jezeli ktos cos zlego ci zrobil, mozesz isc do szamana, powiedziec mu gdzie ta osoba sie znajduje. Ten zabiera cie wirtualnym helikopterem w to miejsce. Wymierzasz kare bandycie i powracasz do domu. I nie ma znaczenia czy bandyta jest 10m czy 10000km dalej. Ponoc jakis bialy ksiadz mial okazje wyprobowac te praktyki i skonczylo sie na zlamanej nodze. Brzmi absurdalnie, ale bynajmniej ja tego nie wymyslilem :)

Wrocilem z parku

Powrocilem caly i zdrowy z parku Murchison Falls. Safari to ciekawe doswiadczenie. Stado sloni z ok 10m robi naprawde spore wrazenie. Oprocz tego jakies hipopotamy, zyrafy, antylopy szly w tysiace i jeden krokodyl sie nawinal. Przy wyjezdzie z parku, jeden pawian chcial mi plecak zawinac. Wskoczyl na pake samochodu i gdybym w pore nie zlapal plecaka to pewnie musialbym leciec za nim w busz.
Ale z calego tripu najwieksze wrazenie zrobil na mnie polski kosciol i cmentarz w takiej malej miejscowosci Nabyeya. W latach 1941-47 byl tam oboz przejsciowy dla polskich sybirakow. Kiedys wiecej o tym napisze bo chyba warto...

piątek, 25 września 2009

W drodze....

Obecnie jestem w Mbarara. Jest to pierwszy przystanek w drodze do Murchinson Falls. Jutro, kolejny raz Kampala, potem juz park na 2 dni.
Kilka dni temu jak wracalem z Kampali do Rushooki wsiadlem do autobusu jakos przed 13. No i znowu sie zaczelo. Czekalismy na zebranie sie wszystkich pasazerow i zeszlo do 17. A tu prawie 500km drogi. Stresa mialem bo wszystko wskazywalo na to ze znowu wyladuje na noc w obcym miescie. A w sumie nie miescie tylko wiosce - Rwahi. Kilku miejscowych ostrzegalo mnie przed ta wioska, ze mozna dostac po glowie po zmroku. Okazuje sie ze takie Rwahi czy Rushooka jest bardziej niebezpieczna dla bialego niz np. Kampala.
Jak juz dojezdzalem na miejsce, jeden z pasazerow zapytal mnie gdzie jade. Jak uslyszal ze Rwahi a potem dalej do Rushooki (byla godzina 22) dal mi swoj numer telefonu i powiedzial ze jak juz dotre na miejsce zebym wyslal mu smsa ze wszystko jest ok. Po 22 wyskoczylem z autobusu i znalazlem sie z totalnie pustym miejscu, ciemno jak diabli, jakis pijany koles cos tam do mnie zagadywal w miejscowym narzeczu. I co gorsza - zero transportu do Rushooki.
W pewnym momencie zauwazylem goscia z kalachem, wiec podszedlem do niego i zapytalem o transport. Zadzwonil do swojego kolegi i po 10 minutach zostalem odwieziony w eskorcie "wojska" do Rushooki. Bylo ciekawie......

niedziela, 20 września 2009

Znowu Kampala

Przybylem wczoraj znowu do Kampali. Tytulem wstepu chcialbym jeszcze rzec slow kilka o moim hardcorowym hotelu. Po powrocie do tego hoteliku z kafejki internetowej, zauwazylem ze cos biega po moim lozku. Przerazilem sie nie na zarty i az na glos powiedzialem: - nie mozliwe ze tutaj sa takie duze pchly. Ale przyjzalem sie blizej i okazalo sie ze to nie byla taka duza pchla, tylko taki maly karaluch. Wiec w spokoju moglem udac sie na spoczynek. Kolo 4 rano jakas sekta za sciana, bo nei wierze ze to katolicy byli zaczeli spiewac jakies psychodeliczne piesni, wrecz w jakis trans mozna bylo wpasc sluchajac tego. Od razu skojarzylo mi sie z filmem Indiana Jones jak lazil po tych buddyjskich lochach w poszukiwaniu bogini Siwy. Po 5 sekta ucichla, to swoje wywody zaczal muezin z pobliskiego meczetu. Fajnie bylo.
A dzisiejsza noc spedzilem w akademiku na najwiekszym uniwersytecie w Kampali, jak nie w Ugandzie. Bardzo fajni ludzie z Bobbim na czele.
W przyszlym tygodniu, z racji ze studiuje turystyke i rekreacje, w planach jest zwiedzanie i rekreowanie sie w Parku Narodowym Murchinson Falls. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

piątek, 18 września 2009

Chcialem hardcore to mam!!!!

Musze to jeszcze dzisiaj napisac. Soroti, jak przyjechalem wydawalo mi sie masteczkiem czystszym niz te do ktorych do tej pory zagladelem. Bylem naprawde pozytywnie zaskoczony. BYLEM.... Znalazlem hotel. Zasada jest prosta - jak juz wejde to juz tam zostaje, chyba ze cena bedzie zaporowa. No i wszedlem. Dasc ladnie wyglada z zewnatrz. Pytam pania o pokoj dla jednej osoby. Wziela klucze no i poszlismy ogladac. W miedzy czasie powiedziala mi ze 8000 za noc (1euro = 2800, do tej pory placilem za hotele 35000-40000). Wiec roznica spora. Ucieszylem sie ze zaoszczedze. No i wszedlem do pokoju...... HADRCORE. Drzwi na skobel i klodke, lozko, krzeslo w dziura w siedzeniu, pstryczek swiatla wystaje na jakies 30 cm od sciany. Wazne ze moskitiera jest. Wziolem reczniczek i mydelko coby sie oplukac. Wszedlem do lazienki i se pomyslalem - jeden dzien bez prysznica wytrzymam. Grzyb na scianie, wali jak cholera. Ale wysikac to sie juz musialem. I dziekuje opatrznosci ze nie ma swiatla w tej ubikacji. Standardowo dziura w ziemi a do splukiwania taki srebrny, metalowy dzbanek - ladny taki nawet. Ale co na scianach bylo to wole w sumie nie wiedziec.
Wyszedlem z hotelu i se mysle - zaoszczedzilem to przynajmniej zjem jak krol. Widze piekny, rozowy budynek, napis restaurant. Wchodze... Hmm.... Kupilem sobie fante, kapslowana. To byla taka domowa restauracja, z domowym jedzeniem. Tylko wg standartow afykanskich. Dzisiaj bedzie bez prysznica i bez obiadu. Nie moge sie doczekac rana. Wstane z brzaskiem...
A tak zeby sobie juz dobic ten gwozdek do mojej malej trumienki. To ten hotel miesci sie kolo meczetu - muezin drze sie jak nienormalny. Jestem HARDCOREM :D
Mam nadzieje ze moj plecak jeszcze jest w tym pokoju...
A w ogole to idzie burza....

Soroti

No i jestem w Soroti. Bardzo przyjemne miasteczko. Wlasnie jakie wystepy sa - spiewy, gospel, jakis pan glosno krzyczy Jesus loves you, bless you, loooooooooooooooo, allelujah :D CZAD.
Cos ostatnio zatrzesienie kafejek wiec korzystam ile moge, bo wzglednie tanie sa (ok. pol euraka).
A dzisiaj komunikacja wygladala tak: z Gulu wzialem takiego malego busika (nie jestem pewien ale chyba nazywaja je matatu) do Liry. No i jechalo sie ok. Z Liry do Soroti juz tak sielankowo nie bylo. Pod siedzeniem mialem chyba ze 4 koguty, ktore po pol godzinie jazdy sie bezczelnie zesra.... i darly sie jak nienormalnie. Do tego akurat na tylnym siedzeniu usiadl gosc - okazal sie byc zolnierzem, ktory wozil dvd i telewizor dla braci. Za chiny nie chcial tych rzeczy dac do bagaznika (nie dziwie mu sie) no i przez 1,5h gnietlismy sie z 3-ke z moim plecakiem i jego telewizorem (i bynajmniej nie byla to plazma).
Kapitalny wynalazek maja tutaj - w trakcie jazdy kierowca robi nazywijmy to overstopy. Porownujac - wsiadam sobie w busika u mnie na osiedlu no i pomykam do Krakowa. W Glogoczowie kierowca zatrzymuje sie na srodku zakopianki i w momencie podlatuja ludzie z szaszlykami, kolbai kukurydzy, jakimis owocami, woda, cola i sprzedaja swoje dobra pasazera przez okna busa. Idealna opcja. A teraz minus tego - resztki jedzenia, puste butelki, papierki i inne odpadki organiczne i nieorganiczne w najlepszym wypadku laduja za oknem. W najgorszym pod siedzeniem.
Ide szukac hotelu....

czwartek, 17 września 2009

Gulu

Dotarlem wlasnie do Gulu. O tym miasteczku mozna sobie cos wiecej poczytac w nowej ksiazce Jagielskiego "Nocni Wedrowcy".
Gulu jest juz, patrzac na mape, powyzej Nilu. Jadac autobusem, widac bylo roznice pomiedzy poludniem, ktore jest chyba nieco lepiej rozwiniete, a polnoca. Polnoc to przedewszystkim rowniny, porosniete buszem i nadajacymi kolorytu okraglymi chatkami z trzcinowa strzecha. Takie typowo afrykanskie. Krajobrazy naprawde ladne, ale niestety chatki te swiadcza o sporej biedzie. Czesto w takim jednym domu spi kilka(nascie) osob, na ziemi, co bogatsi na matach, z robactwem etc.
Ks. Krzysztof z Rwandy opowiadal, ze nieraz po wizytach wlasnie w takich domostwach musial od razu leciec pod prysznic, a ubrania prac bo lazily po nim m.in. pchly. Dosc ciezko sie zyje tym ludziom tutaj.
Przekraczajac Nil, kapitalnie bylo widac wodospady Karuma. Nawet na miejscowych robily wrazenie. Po drodze jeszcze jakies pawiany sie napatoczyly. Prawdziwe afrykanskie klimaty.

środa, 16 września 2009

Propaganda

W Kinyarwanda jest tu napisane mniej wiecej: myslenie ludobojcze wyrwijmy z korzeniami.
Te tablice wisza wszedzie - przy urzedach, szkolach, w wioskach. Jest to jedna z form propagandy obecnego rzadu Rwandy.

Jeszcze dwa zdjecia z Rwandy

Spacerujac po wioskach , nie sposob nie miec towarzystwa miejscowych dziecakow. A jak juz zobacza w reku aparat to niezla zabawa sie robi. Kazdy chce zostac sftografwany.

Kampala

AFRYKA.... Postanowilem wpasc na chwile do stolicy Ugandy. Zaplanowalem sobie podroz tak zeby na noc przypadkiem nie wyladowac w Kampali. Wyjechalem kolo 11. Zamiast duzym autobusem udalo mi sie zabrac z pewnym gosciem. Mowil ze jedzie do Kampali i za 20 000 moze mnie wziasc. No i od razu zapalila mi sie lampka. 20 000 to normalna cena dla miejscowych. Nie chcial mnie oszukac wiec cos mi tu nie gralo. I dobrze przypuszczalem. Dojechalismy do Mbarary (stad jeszcze 300km do Kamapli jest). Gosc podwiozl mnie na dworzec autobusowy i oswiadczyl ze dalej nie jedzie bo mu sie silnik zepsul :)
Zaraz jednak znaleziono dla mnie miejsce w autobusie. I dzialo sie to w dosc sporym pospiechu, wiec sadzilem ze zaraz odjezdzamy. No i kolejna lekcja Afryki... Do autobusu wsiadlem kolo 13. Minela pierwsza godzina, kolejne pol i ludzie zaczeli sie mocno wkurzac. Zrobila sie afera, maly kociolek. Ponoc wszyscy juz czekali w tym autoubusie od 11. A poszlo o to, ze wlasciciele nie mogli skompletowac wszystkich miejsc i tlumaczyli sie kolejnymi zamieszkami w Kampali. Co oczywiscie bylo kompletna bzdura. W koncu wyjechalismy nieco przed 15.
No i z planow bycia przed zmrokiem w Kampali nici wyszly. Nie bardzo wiedzialem gdzie wysiasc, gdzie jest jakis hotel, nie mialem za wiele miejscowej waluty. No i dosc niepewnie sie poczulem. Ale stolica to nie prowincja - kompletnie nie zwracano uwagi na bialego. I udal sie wymienic kase i hotel znalezc. Ale Kampala to straszny kosciol...

sobota, 12 września 2009

Uganda

W zamieszkach w Kampali zginęło 34 ludzi.



Jak wam sie podoba jedna z klas w rwandyjskiej szkole podstawowej?

Foty


Kosciol w Niamacie o ktorym juz posalem. Malo optymistyczne zdjecie.

poniedziałek, 7 września 2009

Jeszcze...

Poznalem w Rwandzie kongijczyka - mial ksywe Wacek. Kongijczycy slyna w regionie z tego ze sa wszystkozerni. Jedza absolutnie wszystko. No i Wacek raz opowiedzial jak to chcial zjesc nietoperza bo przyuwazyl takiego duzego. Niestety nie dostal od kucharza garnka.
Wacek zapytal jakie my w polsce mamy zwierzeta. Stanelo na tym ze troche ptakow u nas lata. A ten sie pyta - a to ludzie pewnie poluja sobie na te ptaki? Jak sie dowiedzial, ze wolimy jednak isc do sklepu to taki zasmucony - tyle jedzenia sie u was marnuje.
Do nastepnego..... rispect

Amafaranga

Zapewne bylo tak - turysci z Europy zaczeli jezdzic do Afryki. No i raz czy drugi spotkali zasmarkanego, przebrudnego dzieciaka. Pomysleli - o jakie biedne dziecko! Dam mu 5 dolcow!
Jak pomysleli tak zrobili. Po jakims czasie, turysci z Europy nie mogli juz wytrzymac ze kazde napotkane dziecko wystawia raczki po kase. Wiec uzgodnili wspolnie ze beda dawac dlugopisy, coby dzieciaki mialy czym pisac. I tak tez sie stalo, zamiast dolcow brali dlugopisy i rozdawali.
A dzisiaj dzieciaki ledwie zaczynaja mowic ale zwroty GIVE ME MY MONEY, MUZUNGU AMAFARANGA, czy tez GIVE ME MY PEN maja wyuczone na blache. Na poczatku bylo to dosc zabawne. Przeszedlem dzisiaj jakies 15 km z Rwandy do Ugandy. Spotkalem mnostow dzieciakow po drodze i wszystkie swietnie poslugiwaly sie tymi zwrotami. Nauczylismy mieszkancow Afryki ze bialy zawsze da.
We srode bylem na wiejskim pogrzebie w takie malej Rwandyjskiej miejscowosci Janja. Pogrzeb trwal chyba ze 3h i tak srednio ze 2,5h nie moglem sie powstrzymac od smiechu. Najpierw usiadlem w kosciele, z przodu zaraz kolo dzieciakow. No i furora - bialy przyszedl i dzieciakom kopara opadla (nie przesadzam). Ale jazda sie zaczela jak z kosciola orszak wyszedl na cmentarz. Trzymalem sie z tylu zeby nie rzucac sie w oczy. Ale wianuszek dzieci mialem kolo siebie non stop. Kazdy chcial mnie dotknac, pozdrowic etc. Jak juz nic nie chcieli to tylko stali w taki polkolu, ja oczywisice w srodku no i sie gapily.
Z przemyslen... Wydawalo mi sie ze co nieco o Afryce juz wiem. Sporo ksiazek przeczytalem wiec jakas tam wiedza moglem sie pochwalic. Tydzien w Rwandzie wystarczyl zeby sie przekonac ze nic jednak nie wiem. To strasznie trudny kontynent. I niestety ciezko dopatrywac sie jakiegos optymistycznego scenariusza dla Afrykanow. Co do Rwandy - to byl pierwszy kraj ktory odwiedzilem i ktory okazal sie krajem niemal totalitarnym. Wladza dla samej wladzy, absurdalne prawa, rwandyjczyka zyje sie nienajlepiej. No i policja, wojsko, biezpieka. Dluuugo by niestety pisac.....

środa, 2 września 2009

Rwanda

Wczoraj dotarlem do Kigali, tym razem juz sam. W busiku do Nyamaty poznalem fajnego goscia - Izaac. Troche poopowiadal o Rwandzie.
W Nyamacie jest Centrum Pamieci Ludobojstwa - w kosciele w 92 i 94 roku wymrdwali tam niemal 10 000 osob. Od 15 lat w kosciele nic nie uprzatneli, nic nie remontowali. Wszystko wyglada tak jak zaraz po rzezi. Stalowa brama wejsciowa zostala wysadzona granatami, zamki przesstrzelone, na lawkach i na ziemi ulozone sa pociete ubrania, na scianach i suficie widac slady po kulach i odlamkach. Bedac szczerym - nogi sie pode mna ugiely.
Jedak na pierwsze wrazenie Rwanda jakby otrzasnela sie z wydarzen z 94 roku. Ale z tego co opowiadali na misji, to tylko taka otoczka. Rzeczywistosc jest nieco bardziej skomplikowana. Zaraz jade do Ruhengeri. Jest tam polski ksiadz Krzysztof ktory od 96 roku siedzi nieprzerwanie w Rwandzie. Moze cos wiecej poopowiada.
Kilka dnie temu bylem jeszcze w Kisoro - w zasadzie jest to przejscie graniczne z Rwanda. Ale droga do tj miejscowosci robi solidne wrazenie. Pewnym momencie wjezdza sie w las, taki prawdziwy afrykanski, gdzie korony drzew zamykaja sie nad droga. Po bokach sciana z roslin. Nie chcialbym sie tam zgubic.
I teraz rewelacja - byc moze z bratem Carmelo pojedziemy na polnoc Ugandy. Carmelo ma ponoc znajomych z plemienia Karamoja i moze uda sie zobaczyc niemal nieruszone reka cywilizacji plemiona. Karamoja to lud ktory do niedawna uwarzal ze noszenie ubran przyosi choroby i jeszcze do dzisiaj chodza nago. Inna ciekawostka jest fakt, ze uwarzaja rowniez ze kazda krowa na swiecie nalezy do nich. Napadali inne plemiona z polnocnej czesci Ugandy i Poludniowego Sudanu i zabierali im krowy. Dopoki uzywali wloczni etc nie bylo problemu. Ale od czasow Kalasznikowa kazdy taki wypad po krowy konczyl sie rzeziami. Info dla mamy - teraz jest tam bezpiecznie.

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Rushooka

Po ok. 20h jazdy autobusem z Nairobi dotarlismy na misje. Z malymi przygodami, ktore kosztowaly po 25 euro na glowe. Z okien autobusu Ugadna robi zdecydowanie lepsze wrazenie niz Kenia. Pierwsze wrazenie w Ugandzie jak najbardziej pozytywne - wszyscy sie usmiechaja, sa zadowoleni, podchodza, pytaja etc.
Na misje dotarlismy w niedziele kolo 10:00. Akurat na impreze pozegnalna jednego z braci, ktory wyjezdza z Rushooki na inna misje. Po obiedzie zorganizowano czesc artystyczna. Niesamowita sprawa jak z jednego bebna, glosu i 6 par nog mozna stworzyc tak niesamowite rytmy. Ciezko to oddac sloami - tego trzeba poprostu posluchac.
Uganda ma niestety tez drugie oblicze, o ktorym opowiadaja nam siostry i bracia z misji. W Rushooce faktycznym problemem jest AIDS. Ale o tym kiedy indziej...
Zmykam na granice z Rwanda - ponoc piekne miejsce....

sobota, 29 sierpnia 2009

Afryka

Ciekawy epizod - przede mna w samolocie do Kairu siedzial mlody chlopak, sniada cera. Kolo niego jak sie okazalo mlodszy brat i siostra szczelnie zawinieta chusta. Ale co dziwne - byla z nimi starsza kobieta, z dluuugim blond warkoczem. Juz nad Kairem zagadala do nas, po polsku. Okazalo sie, ze leciala do domu ze swoimi dzieciakami, ktore rowniez bardzo dobrze mowily w naszym jezyku. Mieszkaja juz od 15 lat w Jemenie.
Kair z samolotu jest przeogromnym miastem. Niestety nie wychylilem nosa spoza lotniska - nie bylo na to czasu.
Dzisiaj rano, dokladnie przed 6 dotarlismy do centrum Nairobi - taxa z lotniska kosztowala 15 euro. Wiza byla w promocji - 25 dolcow. O 7 startowal z Kampala Coach autobus do stolicy Ugandy - Kampali. I tu pierwsza, niemila niespodzianka - miejsca na 7 rano sa juz wszystkie wysprzedane. Malo tego na 10 tez miejscowek nie ma. Zostala nam 14:30, takze zabijamy czas spacerujac po miescie.
Nairobi to niezly kociol - jezdza jak chca, chodza jak chca, oczywiscie kazdy chce pomoc, zaoferowac safari, wycieczke na Mount Kenie, tudziez wskazac zaprzyjazniony kantor.
Spotkalismy wydawalo sie na poczatku, milego goscia. Ponoc nauczyciel. Zapytal skad jestesmy. No i zaczela sie gadka - Lech Walesa, komunizm, no rasizm in Poland - gosc ogolnie byl w temacie. Poszlismy na kawe a tu pierwszy znak zapytania - jeden z kelnerow ostrzegl nas przed tym panem. Potem kolejny - jakis przewodnik z ulicy - z zatroskana mina powiedzial zebysmy na tego typa uwazali. Dalo to do myslenia. Pozegnalismy sie i wtedy wyszlo o co tyak naprawde mu chodzilo - jest z Zimbabwe, ma 7 siostr i potrzebuje pomocy, ryzu czy cokolwiek innego. Wniosek jest jeden - bialy ma kase i zawsze musi pomoc...

czwartek, 27 sierpnia 2009

Otrzymałem jakiś czas temu radę od mojej siostrzenicy (lat 4). Zacytuje nie wprost: "Wujek, jak spotkasz słonia to utnij mu nogę w połowie. Bo Ty sie boisz słoni tak jak ja." ;)

Start

Dzisiaj o 19:45 startujemy z dworca PKP w Krakowie, pociągiem nocnym do Szczecina. O 8:00 mamy bezpośrednie połączenie z dworca PKP na lotnisko Berlin Schoenefeld. O 15:30 nieszczęsnym airbusem linii Egypair lecimy do Nairobi z 2-godzinna przerwą w Kairze.

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Międzynarodowa Książeczka Szczepień



Po szczepieniu na żółta febrę otrzymuje się MKS. W wielu krajach MKS jest dokumentem niezbędnym aby zostać wpuszczonym.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009


Coby nie pisać kilku maili czy słać smsy, będę dostępny od 28.08.2009 przez 2 miesiące pod tym adresem. Zainteresowanych zapraszam do lektury już niebawem. Rispect
Start - 28.08.2009